To jest to! HP6- Książę Półkrwi

Data:
Ocena recenzenta: 8/10
Artykuł zawiera spoilery!

Krążące po internecie niepochlebne opinie widzów na temat najnowszej ekranizacji HP nie wprawiały mnie w najlepszy nastrój przed seansem. „Porażka”, „Zawiedziecie się”, „Najgorsza z ekranizacji..” to tylko niektóre z nagłówków owych recenzji. Na szczęście... nie sprawdziły się...

bo film był świetny!

Z czystym sercem wystawiam

8,5/10

po średnim „Zakonie Feniksa” wiara w reżysera, Davida Yatesa powróciła z wielkim hukiem!
Ocena jest oceną filmu samym w sobie, a nie za wierność odwzorowania treści książki, bo wprowadzonych zmian, pominięć czy niedomówień jest dosyć sporo.

Ale po kolei.

Niezwykle nastrojowy początek, gdy cofamy się do wydarzeń z piątej części tuż po walce Dumbledore’a z Voldemortem, kiedy to dyrektor Hogwaru zabiera Harry’ego do szkoły. W okół nich tłoczą się natrętni dziennikarze, obrzucając setkami pytań, fotoreporterzy pstrykający fotografie. Wszystko jest jakby za mgłą...
I to jedyna (na szczęście) retrospekcja Harry’ego z wydarzenia (którego nie mogliśmy zobaczyć w HP5) z przeszłości, co było nagminnie stosowane w „Zakonie Feniksa”.
Może na początku pierwszej części Siódemki będziemy mogli obejrzeć retrospekcje z pogrzebu Dumbledore’a?

I po tym małym prologu widzimy czołówkę z logiem HP, a następnie bardzo szybką, podnoszącą napięcie scenę ze śmierciożercami niosącymi popłoch w świecie czarodziejów (tutaj się zatrzymam- postronny widz mógł mieć trudność w zidentyfikowaniu czarodzieja, który zostaje porwany z ulicy Pokątnej- jak wiemy był to Olivander) i mugoli (mało realistycznie zawala się ten most w moim przekonaniu). Zastawia mnie w jakim celu pokazano porwanie Olivandera, bo później już nie powrócono do tego wątku.

Bardzo ważnym aspektem filmu jest ukazanie toczącej się akcji z poziomu wielu bohaterów, a nie jak do tej pory, tylko z punktu widzenia Pottera. To wielki plus, gdyż dzięki temu film jest ciekawszy, głębszy. Mimo, że u Rowling taki typ narracji obowiązywał w książkach od samego początku, to na ekranie widzimy to po raz pierwszy.

Atmosfera filmu (pomijając fragmenty ‚miłosne’ czy komediowe, bo te zawsze są bardzo leciutkie) jest zupełnie inna niż poprzednich ekranizacjach. Jest tu jakaś nietypowa świeżość, lekkość, płynność. W Piątce wszystko było bardzo ciężkie, łącznie z nastrojami i kolorami. Szóstka nie przytłacza tak widza, nie zamyka w pudełku 2x2 metry. Niezwykle pozytywne odczucia w tym aspekcie.

Co do części komediowej. „Książę..” przynosi nam zupełnie inny humor, coś na wzór tego z „Więźnia Azkabanu”, jednakże nie zupełnie. Nie ma tu wymuszonych żartów, na które widz pokusił się jedynie prychnięciem. Co więcej są tu elementy +18, czego do tej pory nie było, szok!
Dialogi pomiędzy postaciami są niezwykle realistyczne, pełne młodzieńczej werwy, spontaniczności, ironii i, przede wszystkim, humoru!
To jeden z największych plusów filmu. Filmy o Potterze z założenia nie miały być thrillerami, nie miały widza nieustannie straszyć, szokować, tak aby widz bał się tego co chowa się za rogiem. Tak naprawdę elementy grozy są wprowadzanie na samym końcu, są kulminacją wydarzeń.
Pamiętajmy, że HP6 w wersji książkowej (poprzednie części również) były naszpikowane humorem, żartami sytuacyjnymi i słownymi. Tego w filmach zabraknąć nie może. I w najnowszej ekranizacji jest tego pełno. I to jest taki humor jakiego pozazdrościć może niejedna wysokobudżetowa komedia hollywoodzka.
Każdy żart był obsypywany salwami śmiechu z sali kinowej, można mieć wrażenie, że ja śmiałem się najgłośniej. Tego brakowało „Zakonowi” z całą pewnością.

W tej części powraca taki Dumbledore jakiego znaliśmy z pierwszych dwóch części. Ironiczny, zabawny, dowcipny- taki nasz Dumbelek. To już nie marudny staruszek z „Zakonu”. Brawa również za aktorską kreację dla Michaela Gambona! Szkoda, że nie będzie mógł tego zaprezentować w kolejnej części.

To co podobało mi się w kwestii humoru naj-najbardziej:

Dumbledore z gazetą i kwestia „Mogę pożyczyć? Wiesz jak lubię robótki ręczne”- niezwykle niejednoznaczne... :)

zachowanie Harry’ego pod wpływem Felix Felicis, najbardziej słynne już „Cooo?”. Może zrobiła się z tego lekka parodia, jednakże wyszło bardzo fajnie!

Zrozpaczona Hermiona atakująca Rona zaczarowanymi ptaszkami

Ron pod wpływem eliksiru miłości, łuuups za kanapę!

dialogi Harry’ego z Ronem, m.in. o cerze Ginny i Hermiony- boskie!

Cormac oblizujący palec, szok!

kwestia Hermiony na widok obściskujących się R+L: „Idę się wyrzygać”

Przechodząc do kwestii wspomnień o Tomie Riddle’u. O wiele lepiej te sceny wyglądały by, gdyby je nieco ‚postarzeć’ i dodać efekt winiety po rogach. Ale absolutnie nie było źle. Może aktor, który grał Riddle’a podczas nauki w Hogwarcie (scena z Horacym) mógłby być nieco szczuplejszy, no ale to szczegóły.
Totalnie jednak rozwalił mnie polski dubbing dla tego właśnie aktora- ten głos był... po prostu pedalski! Horror! I ten fragment, kiedy mówi, że zaciekawiła go nazwa ‚horkruks’- jak to brzmi!

Chociaż absolutnie nie pasowały mi sceny z Draconem w pociągu, to Tom Felton fantastycznie zagrał poczynania Malfoya w Hogwarcie. Emocje, rozterki, bezradność, lęk i strach. To moja postać filmu.
Jego płacz i złość, to były emocje! Do tego średnio realistycznego płaczu Hermiony w wykonaniu Watson czy złości Radcliffe’a zdążyliśmy się już przyzwyczaić i dużego wrażenia raczej nie robią.

Co do wątków miłosnych. Wydaje mi się, że absolutnie nie były na pierwszym planie. One zaczynają się w pewnym momencie, gdzieś tam są pod wierzchem spraw z Voldemortem, planu Malfoy’a, misji Harry’ego w zdobyciu wspomnienia, a potem się kończą. Bardzo miły aspekt, nawet mniej rozwinięty niż książce (i dobrze). Zupełnie mi to nie przeszkadzało, co więcej z radości patrzyłem na perypetie Rona z Lav, ukrywaniu się Hermiony przed Cormaciem, nieporadnemu uczuciu Harry’ego do Ginny- ten ostatni został jedyne napomknięty, i dobrze, bo nie jestem zbytnim fanem Bonnie Wright.

Absolutnie zaskoczyła mnie taka mała rola Graybacka. Zwykły widz tak naprawdę nic o nim nie wie- skąd się wziął, jak, gdzie, dlaczego? Jest tu tak trochę jako zabaweczka Bellatrix, której też nie za wiele.
W ogóle mało tu wielu osób- zero Nevilla, Luna wepchnięta na siłę, Narcyza Malfoy ledwo wpadła już wypadła, Peter Pettigrew jako otwierający drzwi, Tonks i Lupin też jakby tacy jesteśmy ale już będziemy lecieć...
No ale przy takim nagromadzeniu postaci wiadomo, że nie sposób ich wszystkich pokazać w dwugodzinnym seansie. Trudno mieć o to żal.

Pomijając scenę w jaskini, do której nie mam zastrzeżeń, przejdę od razu do zakończenia. Zupełnie zdziwiło mnie to, że nie było tak jak w książce w scenie na wieży astronomicznej- Harry nie był ‚zamrożony’, mógł przecież powystrzelać z dołu wszystkich śmierciożerców zanim by się zorientowali skąd dochodzą zaklęcia. Tutaj raczej mocno odegrało znaczenie zaufania Pottera do Dumbledore’a. Chyba chcieli to zaakcentować, dobitnie.
No i gwóźdź wieczoru- Snape znajduje Harry’ego i gestem mówi mu aby był cicho. I ta mina z serii „teraz nic nie rozumiesz, wytłumaczę ci kiedy nadejdzie odpowiedni moment”.
Czy gniewać się do reżysera o takie figle migle?

Scena śmierci Dumbledore’a pokazana fenomenalnie, uderzenie zaklęcia widziane z poziomu Harry’ego zaskakuje. Jednocześnie myślimy sobie ‚bardzo fajny kadr‘ i ‚chcę zobaczyć to w całości!’. Zatem zdjęcia świetne. Brawa dla Bruna Delbonnela.

Boli mnie tylko to, iż przy scenie rozwiązania zagadki tożsamości Księcia Półkrwi nie było wyjaśnione widzowi dlaczego Snape się tak właśnie nazwał... Bo również dobrze mógł na książce napisać „Własność Seva S.” i po co te pseudonimy, hę?

To zdecydowanie moja ulubiona ekranizacja Harry’ego Pottera, niżej stoją Czara Ognia i Więzień Azkabanu.

Teraz wiem, że David Yates i scenarzysta Steve Kloves mają mniejsze szanse na skopanie „Insygniów Śmierci”.

W SKRÓCIE: DO KINA, BO WARTO!

jest to wpis z mojego bloga: www.e-feniks.com

Zwiastun:

Ja się z negatywnymi opiniami na temat tego filmu nie spotkałem. Wszędzie jest zachwalany. Dużo spoilerów w notce.

Przesłodzony trochę ten tekst. Film faktycznie ogląda się dość dobrze, ale cóż to tylko Harry Potter. Może rzeczywiście w porównaniu do poprzednich części wypada dość dobrze, ale jako film sam w sobie raczej nie ma czym zachwycać.

dla fanów
nudne to i bez książki przeczytanej przed filmem ileś tam wątków w głupi sposob ucieknie /minus dla scenariusza/

ale coż. po milionie obejrzanych filmów, filmoznawczym wykształceniu i tak pójdę na kolejne częsci, ot magia kina ;)

Dodaj komentarz